Saba Studio 1 Automatic - Where do you think you're going?

Znalazłem się w takim miejscu, gdy jedyne co przychodzi do głowy, to zrobić mały, albo całkiem duży porządek. Pozbierać wszystkie kable, przejściówki, zapasowe streamery i spakować do wora. Wzmacniacze stojące na szafce, pod szafką, obok szafki, wszystkie uporządkować, wynieść do garażu, przetrzeć kurze i zacząć ustawiać wszystko od początku... 

 


Wszystko - czyli ustawić jeden wzmacniacz, maksymalnie dwie pary kolumn, jeden gramofon, a DAC i streamer schować do szafki. To również dobry moment aby wziąć do ręki otwornicę i na plecach szafki RTV wywiercić dziurę i przeprowadzić przez nią wszystkie kable. Ich zmiana i wszelkie "przepinki" będą teraz dużo bardziej utrudnione, ale ... kiedy i po co będę miał je przepinać?

Żona na pewno będzie zadowolona. A jak mówi przysłowie "happy wife - happy life".

Raz na jakiś czas trafia się taki sprzęt, który wymiata wszystko pozostałe, wokół niego zaczynamy układać naszą audiocodzienność i przynajmniej na jakiś czas dajemy sobie spokój z przeglądaniem internetu w poszukiwaniu upgradu. Przeglądamy go oczywiście dalej, ale tylko w poszukiwaniu ciekawostek. 

Pomysł

Skąd pomysł na ten amplituner? To nic innego jak implikacja zaufania i własnych poszukiwań. Pamiętam dokładnie moment, kiedy na olxie odezwał się do mnie Dawid. To było dwa lata temu, stałem na światłach między Politechniką Gdańską a Operą Bałtycką. Zauważyłem powiadomienie na telefonie. Miałem wystawionego Philipsa z serii 22RH. Dawid napisał: "fajny sprzęt, co prawda na krzemie, ale to kawał maszyny, musi grać". Szybko okazało się, że Dawid to znajomy Kamila. Od słowa do słowa okazało się, że nasze poszukiwania brzmieniowe są bardzo podobne, przy czym Dawid jest zawsze kilka kroków do przodu. 

Po tych dwóch latach można powiedzieć, że zarówno Dawid, Kamil jak i ja jesteśmy w tajnym klubie miłośników amplitunerów SABA. 

Ale nie było to tak, że Dawid wszedł cały na biało i napisał do mnie: "a teraz ja Ci mówię, kup lampowca SABA Studio 1 Automatic". Nie poszedłem na skróty. Nie było to tak, że jednego dnia krzem, drugiego german a trzeciego skok na lampę. Do klasycznego niemieckiego grania z lat 60-tych dojrzewałem wspomniane dwa lat. Będąc już posiadaczem/słuchaczem kilku Grundigów i Telefunkenów trafiłem pół roku temu na SABA Studio IIA. Ta maszyna zaskoczyła mnie tym, że zagrała jeszcze lepiej niż kultowy TFK V201. Ale po drodze były jeszcze całkiem kiepskie dwa modele Meersburga czy kompletnie nie pod mój gust (zbyt jasne, zbyt natarczywe) kolumy tej marki. 

Był też kilka tygodni temu amplituner SABA Studio 1 (bez słówka "automatic") następca tytułowej SABY Automatic. I ta hybrydowa SABA 1 urzekła mnie całkowicie... napisałem do Kamila, że to najlepszy amplituner jaki stał u mnie w domu. Czy przesadziłem z tą egzaltacją? Nie wydaje mi się...

Dalej było już prosto. Wiedziałem od Kamila, że Dawid ma czarnorynkową SABĘ 1 na full lampie. Takich sprzętów, w dobrym stanie, kompletnych, z oryginalnymi lampami nie wystawia się ot tak na olx. One rozchodzą się jak schabik w PRLu. Pod ladą. I to też nie każdy może ją kupić....

- Najlepsze kasztany są na placu Pigalle - napisałem do Dawida

- Zuzanna lubi je tylko jesienią - odpisał. 

Droga

Zanim Automatic trafił do mnie, pograł kilka dni u Kamila. Głównym celem tego testu było sprawdzenie dwóch egzmeplarzy 1:1 obok siebie. Podobno występowały delikatne różnice w brzmieniu średnicy... na korzyść mojej przyszłej wybranki. Wprawiło to Kamila w delikatne zakłopotanie, bo okazało się, że brzmienie jego Saby, określane wcześniej jako absolutnie doskonałe, może być jeszcze o drobny ułamek doskonalsze :) 

Po odsłuchach wróciła do Dawida i rozpoczęła swoją podróż. Pakowanie przez cały weekend. 20 metrów folii bąbelkowej, a potem ta "ogromna piłka" w kilka kartonów jeden w drugi. Zapakowana niczym matrioszka trafiła do kuriera...

Stres był... bo SABA nie tyle cenna, co unikalna. Nie można po prostu wejść do internetu i ją kupić. Nie ma obecnie drugiego takiego egzemplarza na całym świecie. Jest jeden bez obudowy, wersja pionowa, przeznaczona do szaf grających, ale takie klasycznego, z obudową w poziomie brak. One pojawiają się jak kwiat paproci. Tylko raz do roku i znikają przed brzaskiem.

Czy podróż z dołu na górę Polski amplitunera lampowego z 1964 roku to dobry pomysł? Miało okazać się już następnego dnia.

Falstart

Kurier Jacek jest w porządku :) Zadzwoniłem do niego z samego rana, aby paczkę na mój adres potraktował z największą atencją i nie woził cały dzień tylko zatrzymał się tuż po wyjechaniu z bazy na najbliższym parkingu a ja tam będę. I tym sposobem o 8:30 odebrałem osobiście paczkę przywiezioną mi na przednim siedzeniu busa. Przyjechała jak królowa. Nawet pasy miała zapięte.  

Wizualnie paczka nienaruszona. Rozpocząłem więc rozpakowywanie tej matrioszki. Po 15 minutach objawiła się ONA:

Piękna, dostojna i chłodna. 


Miałem 2-3 godziny czasu na nabranie temperatury. Postanowiłem ją rozkręcić i wizualnie obczaić czy nic nie wypadło, czy się nie poluzowało. Delikatnie odkręciłem cztery śruby, poluzowałem kabel z napięciem, odpiąłem antenę i wysunąłem królową z drewnianego ubranka. Wszystko było na miejscu, więc napatrzyłem się chwilę na to audio-porno i ponownie ją ubrałem.

W międzyczasie rozpoczęły się pushe na komunikatorach. I jak? I jak? Jakie wrażenia? Gra? Jak gra?

Podpiąłem ją najpierw pod szerokopasmowe Philips 9710 w skrzyni Studio System. Grała, co prawda lewa strona jakby startowała szybciej niż prawa, ale po kilku minutach i podgłośnieniu zaczęło grać równo. Ciągle nie znalazłem klucza do tych Philipsów... grało to tak sobie, ale z niczym mi te kolumny jeszcze dobrze nie zagrały. Przepiąłem więc do grubszej ryby: Celestion Ditton 44


Fajnie to zagrało. No właśnie.... fajnie. Bardzo dobrze bym nawet powiedział... czyli fajnie... No dupy nie urwało. Ale wciąż chyba najlepiej z wszystkiego co mam u siebie w domu. 

Zawiozłem dzieciaki na basen, wróciłem, rozpocząłem wieczorny odsłuch, tym razem trochę odważniej, wciskałem wszystkie przyciski i ruszałem gałkami... wait... coś jest chyba nie tak!? Przede wszystkim na niskiej głośności grał tylko jeden kanał, dopiero po podgłośnieniu dołączał drugi i dalej już było równo. Ok, zdarza się... pewnie coś z potencjometrem. Ale po chwili odkryłem że włączanie filtra "sprache" nie czyni żadnej reakcji w dźwięku. Czyli nie mam pewności czy słucham to bez tego filtra czy z filtrem? W jakiej pozycji jest "zacięty"? I kolejna rzecz... w trybie mono grał tylko lewy kanał. W sensie dźwięk tylko z lewego kanału był replikowany do obu zamiast sumy obu kanałów lewego i prawego. 

No nic... piszę do Kamila czy u niego też to występowało. Mimo iż rozmawialiśmy tylko przez Whatsupa widziałem oczami wyobraźni jak Kamil robi się na przemian blady i czerwony.

Jest godzina 23:00 i zazwyczaj już śpię o tej porze, ale czuję, że tym razem nie mogę zasnąć. Stawiamy kolejne zdalne diagnozy, robimy kolejne testy. W końcu podejmuję decyzję o rozebraniu SABY do gołych lamp. Nie mam co prawda białych rękawiczek ale znajduję białą nieużywaną skarpetkę i sprawdzam wszystkie lampy delikatnie je dociskając. 


Odpalam na szybko taką jeszcze nie nie skręconą i....

Zwycięstwo

Gra równo od samego dołu potencjometru. Filtr sprache działa. Lampy po prostu poluzowały się od wstrząsów w transporcie i któraś z nóg musiała być niedociśnięta. Przycisk filtru sprache również "pomacałem" od wewnątrz i zaskoczył. Okazuje się, że to co słuchałem przez cały dzień do była SABA z kulejącym jednym kanałem i włączonym filtrem sprache. To tak jakby stanąć do wyścigu na 100 metrów i biec go na jednej nodze. Co więcej SABA ten wyścig na jednej nodze wygrała, ale .... nie było to spektakularne zwycięstwo. To miało nadejść następnego dnia, kiedy stanie do wyścigu w pełni sprawności. 


Następnego dnia rozpocząłem z grubej rury. Przytargałem z garażu KEF Concerto i... usiadłem i siedziałem - tak to grało. Być może przez te dwa-trzy miesiące od kiedy Ditton 44 jest u mnie numerem jeden trochę zapomniałem jak świetną kolumną jest Concerto, być może to SABA je tak oczarowała. Siedziałem i słuchałem i przestawałem myśleć o czymkolwiek. Jak myślicie ile razy można na nowo odkrywać ten sam kawałek? Takie rzeczy zdarzały się kiedyś w przeszłości kiedy po latach grania na plastikach człowiek po raz pierwszy miał styczność z trochę lepszym sprzętem dedykowanym pod audio a nie pod bazar. Wtedy mówiło się to wyświechtane audiofilskie zdanie: "Wooow, pierwszy raz w życiu słyszę w tym utworze takie dźwięki!" Odkrywałem potem jeszcze kilka razy różne nowe dźwięki w dobrze znanych utworach. Gdy pierwszy raz usłyszałem kolumny Audio Physic, albo Sonus Faber z Creekiem. Wczoraj również doznałem tego uczucia. Kawałek prosty jak drut: Where do you think you're going? - Dire Straits. Co się w nim może nowego wydarzyć? A jednak słuchałem go na nowo i detalicznie przyglądałem się metadanym na Tidalu czy czasem to nie jest jakiś nowy miks... 

Przepiąłem KEFy na Ditton 44, na których grałem cały wczorajszy dzień tą kulejącą, jednonogą wersją SABY. I odpadłem jeszcze bardziej. Uwielbiam barwę KEF'ów, uwielbiam ich miękkość, ale musiałem przyznać sam przed sobą, że D44 zagrały głębiej. To najbardziej odpowiednie słowo aby oddać różnicę. W brzmieniu Dittonów w porównaniu z KEFem było trochę mniej poezji, ale to więcej realizmu, wspomnianej głębi brzmienia. 

Nostalgia

I wtedy włączyła mi się opisana na wstępie nostalgia. Zakończył się etap. Znalazłem wzmacniacz doskonały. Według opinii innych wzmacniacz lepszy niż otoczone kultem Sansui AU70 (tego nie wiem, może kiedyś posłucham). 

Posprzątałem graty z szafki, wywierciłem otwornicą dziurę na kable. Podpiąłem gramofon i streamer/DAC (uprzednio zmieniłem mu nazwę na "SABA Studio 1 Automatic") i pozostało mi już tylko zamówić kilka winyli z Japonii  od mojego ulubionego dealera Karma Music :)


Komentarze

Popularne posty