Megalazottak es Megszomoritottak

Studio 16 Hertz Mimo

Kupno mieszkania w 2005 roku bardzo szybko okazało się pierwszą z serii najlepszych decyzji w życiu. Co prawda nie było to jeszcze mieszkanie, a plany mieszkania, nawet dziury w ziemi nie było, ale za rok mieliśmy zacząć mieszkać w swoim własnym M2 za szaloną kwotę 2200 zł/m2. Wpłaciliśmy zaliczkę, ogarnęliśmy kredyt i... poczułem, że to ostatni moment aby kupić kolumny tzw "docelowe" bo potem jak zaczniemy się wykańczać to przez kilka lat nie będzie mnie stać na nic. 

Pojechałem do salonu audio w Gdyni dysponując budżetem około 5 tys pln. Wziąłem ze sobą kilka ulubionych i absolutnie nie oficjalnie-audiofilskich-płyt. Między innymi Megalazottak es Megszomoritottak węgierskiej grupy After Crying. Pan przełączał mi rożne kolumny, każde z nich podłączał do NADa C320 (o to prosiłem sam, bo miałem NADa 3020 i chodziło i najbardziej zbliżone brzmienie) i w końcu kiedy przed fotelem odsłuchowym stanęły smukłe niemieckie kolumny marki Audio Physic, model Spark II - poszły prawdziwe iskry. Scena, głębia, przejrzystość instrumentów. Zagrało absolutnie wszystko poza... ceną. Ta wynosiła 7.700 zł i po prostu nijak nie było mnie stać. Pensje były zupełnie inne, a trzeba było już płacić raty za kredyt i dodatkowo opłacać wynajem mieszkania. Ta różnica w cenie to było jakieś 3-4 miesiące odkładania. 

Co można robić przez 3 miesiące zamiast odkładać na Audio Physiki? Oczywiście zacząć czytać forum audiostereo i codziennie zmieniać decyzję. 5 tysięcy w portfelu kusiło, a perspektywa czekania całego kwartału była bardzo odległa. Co więc zrobiłem? Dałem się namówić, na kupno kolumn totalnie w ciemno. Może nie tyle dałem się namówić, ale sam siebie zacząłem przekonywać, że warto.

Co więcej, nie były to kolumny uznanej marki, ale początkującej na rynku firmy Studio 16 Hertz. Był to protoplasta, a może nawet 1:1 dokładnie to samo, co kolumny, które rok później zaczęły funkcjonować na rynku jako model Mimo.  Tutaj ich późniejsza recenzja w High Fidelity. Kolumny miały grać wielokrotnie lepiej niż Audio Physic Spark i jednocześnie kosztować połowę ich ceny. Brać! nie zastanawiać się! Wszystkie szczegóły umówiłem z osobą występującą na forum pod nickiem McGyver (jakiś czas później dowiedziałem się, że w 2008 roku drogi jego i Studio 16 Hz się rozeszły, wtedy wydawało mi się, że jest zarówno właścicielem firmy jak i głównym konstruktorem). Kolumny były robione specjalnie pod moje zamówienie. I mniej więcej po miesiącu dotarły.

Zachwyt, frustracja i niedowierzanie.

Tak mogę opisać swoje pierwsze chwile z kolumnami Studio16Hz Mimo. Zachwyt: bo muzyka akustyczna, jazz brzmiały genialnie. Jak zacząłem słuchać Sketches of Spain to nie byłem w stanie przestać w trakcie, musiała skończyć się płyta. Frustracja, bo pozostałe 95% płyt, które słuchałem i lubiłem brzmiały słabo. Naprawdę źle, płasko, bez głębi, mało selektywnie. Niedowierzanie: to uczucie łączyło się zarówno z krótkimi chwilami zachwytu jak i długimi godzinami frustracji. Zadawałem sobie pytanie "skoro czasem jest tak dobrze to dlaczego w większości jest źle?". 

Po kilku tygodniach zacząłem komunikować McGyverowi ze Studia 16 Hz, że nie do końca się tego spodziewałem i że w sumie jest źle. Cały czas powtarzałem, że brzmienie jest kompletnie inne niż Audio Physików, które słyszałem w salonie...


W końcu dostałem propozycję, że za niewielką dopłatą mogę wymienić model Mimo na inny, który później oficjalnie przyjął nazwę Xentia. Ich recenzja rok później również pojawiła się w High-Fidelity.

Jest to konstrukcja na dwóch Peerlessach i metalowej kopułce Vify w ułożeniu D'Apollito. Brzmienie tym razem miało być bardzo zbliżone do Audio Physic Spark III, opartych właśnie na dwóch Peerlessach i wysokotonowej Vifie. 

Ponownie wpłaciłem zaliczkę i pozostało mi czekać, tym razem trochę dłużej, bo kilka miesięcy. W międzyczasie zdążyłem się wprowadzić do własnego M, obwinić niesłusznie NADa 3020 o kiepskie brzmienie, kupić Creeka 4040 S3, który genialnie zagrał z Tannoyami M1, sprzedać Creeka i Tannoye kumplowi, który grał na nich przez kolejne 15 lat (!!!!) i kupić Musical Fidelity E10, który okazał się mułem jakich mało. 


Studio 16 Hz Mimo zapamiętałem jako kolumny bardzo niepasujące do muzyki, którą słuchałem, ale z genialnymi przebłyskami. Chętnie bym je niezobowiązująco przyjął dziś do siebie na kilka dni i porównał to, co wtedy słyszałem, z tym co mógłbym usłyszeć teraz. Dziś mam dużo większą tolerancję na niedoskonałości, bo wiem bądź domyślam się z czego one mogą wynikać. Wtedy byłem dużo mniej świadomy, za to bardziej kategoryczny. Obsesyjnie chciałem mieć w domu brzmienie takie jak w salonie audio, gdy słuchałem Audio Physiców. Ale nie udało mi się odłożyć 7700 PLN. A każdy kolejny zakup "sprzętu na lata" sprawiał, że czułem się coraz bardziej upokorzony i zasmucony. 

* * *

- Ale te nowy kolumny to będą wenge?! - zapytała moja przyszła małżonka

- Tak, będą wenge. - odpowiedziałem twierdząco, bo wypada akceptować życzenia osoby w stanie błogosławionym



Komentarze

Popularne posty