Aristona SA 5929 + Philips 22RH423

 

Mój znajomy, od którego dawno temu kupiłem pierwsze w życiu kolumny Grundiga (po zachwytach Reduktora Szumu w swoich zestawieniach tanich i dobrze brzmiących zestawów), zainspirował mnie ostatnio tym, że wziął na weekendowy wypad.... swój vintagowy zestaw stereo. Wow :) Pasja pełną parą. Nie żaden JBL tylko klasyczny wzmacniacz i kolumny.

Ubiegły weekend miałem spędzić na weselu, takim porządnym, dwudniowym, z dwoma noclegami. Postanowiłem nie być gorszy i zrobić do samo :) Liczyłem, że uda mi się spędzić trochę czasu czytając "Historię Jazzu", a czytać taką książkę i nie słuchać nic w tle to grzech. Przemyciłem więc do bagażnika poza odświętnym ubraniem zestaw Aristona SA 5929 (czyli Philips 22RH591 z inną metką) oraz kolumny Philips 22RH423. Niewielki, zgrabny zestaw. Jako źródło najłatwiej jak można - odbiornik BT. 

 

O ile wzmacniacz 22RH591, czyli tzw. 591 Philipsa słuchałem wcześniej i całkiem dobrze sobie radził. Miałem go połączonego przez jakiś czas z Celestion Ditton 15 i zaskoczył mnie tym, że grał bardzo szybko i selektywnie i przejrzyście jak na dość wiekowy vintage. Określiłem jego brzmienie na poziomie NADa 3020. Nie jestem wiernym wyznawcą religii NADa 3020 ale znam ten wzmacniacz bardzo dobrze i jest dla mnie pewnym punktem odniesienia. Po jednej jego stronie stoi cały sprzęt vintage, a po drugiej nowoczesna elektronika. Philips 591 zagrał zaskakująco blisko środka. 

Co do kolumn - przyznaję, nie jestem fanem serii RH Philipsa. Mam 423 oraz większe 426. Trzymam je, bo ludzie bardzo je chwalą i nie jestem w stanie zrozumieć dlaczego. Mają tendencję do bardzo jasnego grania. Do tego stopnia, że naprawdę ciężko się ich słucha z wzmacniaczami bez regulacji barwy, a próba włączenia konturu (loudness) kończyła się krwią z uszu. Ale też nie poświęciłem im zbyt wiele uwagi. Po kilku godzinach po prostu wyniosłem je do garażu i postanowiłem zapomnieć, że je kupiłem. 

 

Kiedy zainstalowałem je w pokoju hotelowym moim pierwszym wrażeniem było, że one idealnie pasują do wnętrza stylizowanego na stare. Oczywiście czerwona cegła na ścianach wydaje się już trochę przebrzmiałą modą, ale w połączeniu z jeszcze bardziej przebrzmiałą modą sprzętu, który rozstawiłem - razem to zagrało!

Ale nie mam na myśli wyłącznie wyglądu. Zagrało to także muzyką! Mniejszy pokój niż mój salon, świetne wygłuszenie (dywany, zasłony) no i wzmacniacz plus kolumny dedykowane do grania razem. Na początku ustawiłem wszystko na zero, powyłączałem filtry i z wcześniejszego doświadczenia z Philipsami skręciłem trochę treble w lewo. Soprany i basy w tym wzmacniaczu reagują bardzo mocno - skrajne ustawienie powoduje naprawdę skrajne wrażenia akustyczne. Mało który wzmacniacz reaguje w tak szerokim zakresie na kręcenie tymi gałkami. 

Po jakimś czasie dopasowywania dźwięku do moich odczuć gałki obróciły się na zero. Okazało się, że kolumny, które uważałem za bardzo jasne, oraz wzmacniacz, który nie był z innymi kolumnami jakoś wyjątkowo ciemno grającą maszyną - dopasowali się dokładnie tak jak życzył sobie tego ich producent pięćdziesiąt kilka lat temu.

Małe pomieszczenie, dobre wygłuszenie, Philips+Philips i muzyka po prostu płynęła. Zupełnie przypadkiem osiągnąłem coś co jest chyba celem każdego audiofila - powyłączane filtry a muzyka gra tak, że chce się jej słuchać. Tak, że zapominam o sprzęcie, a koncentruję się na muzyce. 

Gdybym miał wiele żyć i w jednym z nich zamieszkałbym w tym pokoju hotelowym pod Słupskiem, naprawdę byłbym spełniony, gdybym mógł słuchać do końca życia muzyki na tym zestawie. 




Komentarze

Popularne posty