Schwarzwälder Apparate-Bau-Anstalt czyli Królowa SABA

SABA Studio IIA

Schwarzwälder Apparate-Bau-Anstalt, czyli Instytut Budowy Aparatury w Schwarzwaldzie.  


Tradycyjnym miejscem budowy zegarów z kukułką jest właśnie Schwarzwald. W XIX wieku również założyciel firmy, a raczej instytutu, którego nazwa w skrócie to SABA zaczynał od zegarmistrzostwa. 

Od zegarmistrzostwa do produkcji zaawansowanego sprzętu HI-FI dzieliło Instytut Budowy Aparatury tylko kilkadziesiąt lat i dwukrotne przejście firmy z ojca na syna czyli na wnuka. O sprzęcie, który produkowała SABA na przełomie lat 60/70 trochę czytałem i coraz więcej słyszałem od znajomych, którzy tak jak ja wsiąkli w audio-vintage. Są pewne modele kolumn, na które poluje w oryginalnym, niemodyfikowanym stanie, oraz kilka amplitunerów. 

Jeżeli chodzi o klasyczne amplitunery, to sprawa robi się podobna jak z opisywanym wcześniej Telefunkenem V201a. Można je kupić tanio, albo wcale. Aczkolwiek bywają jeszcze w rozsądnych cenach i można niedużym kosztem przekonać jak grają w praktyce. 

Wczoraj zeszedłem do zaprzyjaźnionego komisu meblowego w Sopocie, który czasem razem ze starymi meblami ze Skandynawii zwozi także to, co na owych meblach stało - czyli vintagowe audio. Sprzęt nie jest tam zbytnio wyeksponowany, rozstawiony jest w półmroku na magazynowych półkach, zakurzony i czekający w hibernacji na swojego nowego właściciela. Obok jednego z amplitunerów przechodziłem już kilka razy w ostatnim roku. Stał na najniższej półce w przejściu. Trzeba było kucnąć w dość niewygodnym miejscu i nachylić się na sam dół aby odczytać jego nazwę. No i wczoraj w końcu kucnąłem, przetarłem front kurzu i odczytałem nazwę, która dosłownie mnie zelektryzowała. SABA Studio IIA. 

Na pierwszy rzut oka nie wyglądała tak dostojnie, ale kiedy spróbowałem ją chwycić, to nie spodziewałem się 15 kg wagi. Poprosiłem o podłączenie, udało się znaleźć kolumienki z końcówkami DIN2, ale wtyczki do wejścia linowego z końcówką DIN5 nie udało się wyszukać. Krótko przetestowałem amplituner na sygnale radiowym. A sygnał radiowy często bywa nie dość dokładny i przedmiotem mojej oceny była nie pełna sprawność sprzętu a jedyne to czy się włącza i jakkolwiek gra na obu kanałach. 

Po krótkich negocjacjach SABA Studio IIA trafiła do mojego bagażnika i wspólnie udaliśmy się do domu.

1966 rok... starsza ode mnie o ponad 10 lat. Wykonanie solidne. Skrzynka drewniana w bardzo dobrym stanie. Szklany front, bez pęknięć. Oświetlenie sprawne, ale wymieniane - ktoś zastąpił oryginalne żółte światło na chłodniejszą biel.  Podłączam i....

... jeden kanał gra poprawnie, ale drugi lekko przesteruje. Kiedy odsłuchiwałem sprzęt w sklepie zrzuciłem te zakłócenia na niedoskonałość fal radiowych. Niestety zarówno radio, wejście liniowe jak i wejście gramofonowe dawało taki sam efekt. Poruszałem wszystkimi gałkami i przyciskami... niestety bez efektu.

Ciekawostka: panel z gniazdami, który zazwyczaj jest z tyłu sprzętu - tutaj znajduje się z boku za zamykanymi gustownymi drzwiczkami.  



Pierwsza myśl byłą ta najbardziej oczywista - oddać do serwisu, ale postanowiłem otworzyć drewniane pudło i wyjąć królową ze środka, pooglądać, podotykać, być może znaleźć winnego w sposób wizualny. No i... BINGO! Z siedmiu kabelków idących do lewej końcówki mocy jeden po dosłownie dotknięciu odskoczył od luta. Kilkanaście minut później w niepokojem włączyłem radio... dźwięk potrzeszczał, postrzelał, poszumiał i po kilkunastu sekundach się unormował. WOW! Czyste szczęście, że znalazłem to miejsce i udało się tak łatwo naprawić. 


Jednak przede mną ktoś już tutaj był. Widać wymienione kondensatory zasilacza, wspomniane oświetlenie oraz ... odlutowany i zaizolowany kabelek zielonej żarówki od stereo... Nie jestem w stanie pojąć dlaczego ktoś to zrobił. Nawet jeżeli zielone światełko stereo komuś przeszkadzało, to nie łatwiej wykręcić żarówkę? 

Złożyłem SABĘ w całość i włączyłem do pierwszych odsłuchów.

Jej brzmienie zmieniało się przez cały wieczór. Nie potrafię określić czy wpadam w tematy voodoo, czy to po prostu adaptacja ucha, czy po prostu niegrane przez dekady elektrolity muszą się na nowo ułożyć. 


 

Pierwszym wrażeniem był fenomenalny fundament basowy. Pełny, głęboki i szybki. Ale środek i góra nabierały pewnej szorstkości i przesadnej gęstości. Dźwięk się jakby granulował. Studyjne, wyidealizowane nagrania audiofilskie brzmiały bardzo bardzo dobrze, ale już zwykła muzyka z lat 60/70 czyli z lat kiedy ten oparty o germanowe tranzystory amplituner został zbudowany - już gorzej. Kiedy po dwóch godzinach słuchania wyszedłem na spacer z psem poczułem jakbym zjadł trzy kawałki tłustego tortu. Pyszny pierwszy kęs.... ale już druga dokładka głównie po to aby nie zrobić przykrości cioci.

* * *

Drugie podejście nastąpiło wieczorem. Elektrolity pewnie są stare i wymagają sprawdzenia czy trzymają parametry i ewentualnej wymiany. Amplituner w trakcie włączania kilkanaście sekund szumi i trzeszczy, po czym zapada cisza i muzyka zaczyna grać czysto. Tym razem, siedząc na krawędzi fotela zaczynałem wpadać w niedowierzanie. Te same kolumny (Celestion Ditton 15), ten sam amplituner, ta sama muzyka i .... kompletnie inna otwartość dźwięku. Cały czas dokładnie za sama silna, charakterystyczna dla niemieckiego sprzętu z tamtych lat, podstawa basowa ale do tego zwiewna, przestrzenna góra. 

Spojrzałem na Telefunkena V201a, przeniosłem wzrok na Grungida V7000, potem na jego starszego wujka czyli lampowego Stereomeistera 35 i raz jeszcze na SABĘ i przeszła przez moją głowę myśl:  

"Czy ja przypadkiem nie słucham właśnie najlepszego niemieckiego wzmacniacza ze wszystkich, które mam lub miałem w rękach?"


 

Komentarze

Popularne posty