A teraz... kamień milowy inżynierii akustycznej: Leak Stereo 30
Historię na temat wzmacniacza Leak Stereo 30 mógłbym rozpocząć na wiele sposobów. Mógłbym opisać tę pięść w twarz przy pierwszym odsłuchu, mógłbym wejść w meandry historii marki Leak i jej założyciela Harolda J. Leaka. Albo opisać jedną z największych intelektualnych kradzieży w historii rozwoju rynku audio hi-fi. To jest temat na osobny wpis. Harold J. Leak jest na pewno geniuszem biznesu, ale pozostało wiele materiałów, że to nie do końca on, lub jego inżynierowie stoją za sukcesem wzmacniacza Leak Stereo 30. Ale o tym innym razem.
Dzisiaj przyjmijmy, że w 1964 roku, kiedy The Beatles wydawali trzeci album Hard Day's Night premierę na rynku HI-FI miał wzmacniacz, który powstał z zakładzie Harolda Leaka.
Pierwsza strona broszury jest marketingowo ujmująca. Po 60-ciu latach wciąż chwyta za serce. No bo kto nie zainteresowałby się kamieniem milowym inżynierii akustycznej zbudowanym w firmie LEAK, przez Harolda J. Leaka, który podaje Ci go na tacy jak najbardziej wykwintnego homara!?
Mógłbym też zacząć tę historię od przypadkowego spotkania z jednym z audio reptilian w Biedronce. Bo my - audio reptilianie - tworzymy sektę lepszą niż wędkarze czy rowerzyści. Oczywiście też jak Ci ostatni dzielimy się na szosowców, gravelowców i kolarzy górskich. Potrafimy się wypatrzeć w sklepie czy na spacerze z psem i totalnie odciąć od świata w rozmowie na temat tego jak włożyć wtyczkę do kontaktu. To nie jest przenośnia.
- Kupiłem Leaka Stereo 30 - mówię i pokazuję zdjęcie
- Tak tak... Leak... to taka chińska firma?
I tak i nie!
Dzisiaj LEAK faktycznie funkcjonuje na rynku jako brand chińskiej International Audio Group czyli firmy IAG z siedzibą w Shenzhen.
Na jej ulotce można przeczytać: "Po wielu latach uśpienia firma LEAK została uratowana przez IAG Group – jednego z czołowych światowych producentów produktów audio i właścicieli wielu klasycznych brytyjskich marek."
Ale czy bracia Bernard i Michael Chang niosą na tej samej tacy nowe wzmacniacze marki Leak niczym homara? Nie widziałem, ale nie sądzę... Volvo kiedyś też był szwedzki... i Saab.
* * *
Przejdźmy jednak do prawdziwego LEAKa.
Miałem go na oku od dawna. Po pierwsze dlatego, że szanuję brytyjską szkołę audio bardziej niż jakąkolwiek inną. Mam NADa 3020, mam Creeka 4040, moje ulubione kolumny to marki Celestion oraz KEF. No i przede wszystkim brytyjska muzyka... warto jej posłuchać na sprzęcie, który stał w typowych podlondyńskich przedmieściach na przełomie 60/70.
Leak Stereo 30 był dostępny jako goły Leak bez drewnianej obudowy, czyli taka wersja podstawowa. Za dopłatą dostawał swój teakowy garniturek skręcany na plecach śrubą-motylkiem. I właśnie taki chciałem mieć. Takiego szukałem przez rok na naszym OLXie i nawet był raz czy dwa, ale zanim przetrawiłem kupno to już go nie było. Na eBay to częsty gość, ale równie często towarzyszy mu opis "not working, for parts only".
W końcu trafił się taki, który w opisie miał "working, not fully tested". Taki opis daje 50% szans. W zależności od punktu widzenia to mało albo dużo. Nie był przesadnie drogi, bo kosztował trochę mniej niż 100 GBP plus wysyłka i cło, czyli polski poziom... ale miał teakowy garniturek. I dawał szansę na to, że jest sprawny.
Po tygodniu dotarł. Wizualnie jak na 60-cio latka super. No i do tego w połowie działał! W połowie, czyli... działał jeden kanał. Drugi martwy.
Ja już nawet nie biorę głębokich oddechów załamania kiedy przychodzi do mnie niesprawny sprzęt. Tak często bywa i choć jeszcze nie do końca nauczyłem się odczytywać znaki wysyłane przez sprzedawcę, to domyślnie zakładam, że sprzęt, który ma być sprawny wymaga porządnego serwisu, a ten który jest nie testowany - po prostu jest martwy. Jeżeli jest inaczej - to mamy niespodziankę na plus. Ale i tak bardzo często w tej niespodziance "na plus" trzeba wymieniać przynajmniej kondensatory, (poza kilkoma nieśmiertelnymi japońskimi samurajami).
Nie zastanawiałem się długo i Leak pojechał w podróż do Białegostoku. Żubry, duch puszczy i te sprawy, fabryka Fezz Audio i najlepsi specjaliści od vintage audio.
Trafił tam na stół operacyjny i okazało się, że kilka kondensatorów nadaje się do wymiany, a w tym kanale, który nie grał - przekroczenia są krytyczne. Aby mógł grać kolejne 60 lat postanowiłem zlecić wymianę wszystkich 26-ciu kondensatorów.
Dziś Leak, pomierzony i wypieszczony wrócił do mnie. Na szczęście okazało się, że wszystkie tranzystory, w tym dość ciężkie do dostania germany AC107, GET113, OC-44, AF118, GET538, AC127Z i AD140 są sprawne i działają jak należy.
No i odpaliłem zawodnika...
OMG ALE DETAL! Przez pierwszą godzinę byłem nagazowany emocjami jak wstrząśnięta puszka coca-coli. Spiąłem Leaka z KEF Concerto i leciałem playlistę, którą znam na pamięć do porzygu. Dire Straits, Daft Punk, Jamie Cullum, Jesse Cook, Sara K., Waters, Vega, Yello... i kiedy w końcu poleciała Diana Krall i 1000-krotnie wymiętoszone przeze mnie we wszystkich konfiguracjach Sway - to zrozumiałem co tutaj robi różnicę względem zrzuconego z piedestału Elaca 3400T, którego słuchałem jeszcze wczoraj. DETAL Leak Stereo 30 z 1964 roku realizuje sen audiofila - słychać jak mało kiedy wcześniej wszystkie "palcowania" po strunach, 1000 barw talerza perkusji, wszystkie westchnienia, świsty. I w tym wszystkim dalej ma duszę. Wciąż nie jest to sprzęt ze sterylnego pokoju odsłuchowego, ale taki dobry ziom, co niby pije z tobą piwo pod sklepem, ale jednocześnie gada Ci o Kierkegaardzie. Chcesz tylko w spokoju wypić to piwo, ale on do głowy sączy Ci się podstawy duńskiej filozofii romantycznej. Taki jest Leak. Detaliczny jak jasna cholera. Ale wciąż dobry ziom.
Robię chwilę przerwy. Przepinam KEF Concerto na Ditton 15, a wejście z TUNER na TAPE AMP. W tym pierwszym działają wszystkie regulacje barwy, choć nie są absolutnie potrzebne. W tym drugim sygnał idzie tylko przez pokrętło volume na końcówki mocy. Są to końcówki mocy skonstruowane jako system dual mono ze wspólnym zasilaczem. Czy to nie jest szokujące, że już w 1964 roku ktoś wymyślił, że dla purystów audio warto zrobić jedno wejście z pominięciem sekcji barwy przedwzmacniacza?
Leak Stereo 30 gra tak jakby stał na samym środku trasy biegu ultra Łemkowyna Ultra Trail, który miałem przyjemność biec w pierwszej edycji (70km) i drugiej (150km). Bieszczady nocą są totalnie krystalicznie czyste, przejrzyste, ciche i naturalne. Emocjonalnie czujesz się tam jak w idealnie wygłuszonym studio nagraniowym. Trącisz najdelikatniej jak potrafisz ciekną strunę emocji, a usłyszysz WSZYSTKO - usłyszysz szum powietrza, które wywołała poruszająca się ręką, szelest liści, które przesunął wiatr, własne westchnienie i trzask gałęzi pod stopą, która zmieniła balans ciężaru.
Słuchać Leaka Stereo 30 to jak słuchać muzyki w nocy w Bieszczadach.
Jest detalicznie, każdy szczegół widać doskonale jak gwiazdy na niebie pozbawionym wielkomiejskiej łuny. Cz jest jasno? No właśnie nie... jest detalicznie, ale nie jasno - dokładnie jak w Bieszczadach nocą. Ale jest jednak trochę chłodno. Im dłużej idziesz tą ścieżką tym bardziej czujesz jak brakuje Ci koca, kominka i szklanki z grzanym winem. Kiedy wypijesz kilka grzańców gubi Ci się detal - ale jest fajnie - taki właśnie jest Elac 3400T, który ustąpił miejsca Leakowi na ten piątkowy wieczór.
Czy Leak Stereo 30 jest Świętym Graalem?
Być może. Jeżeli wyobrazisz sobie fana NADa 3020, który pisze list do świętego Mikołaja o tym, aby pozbawił NADa wad i dał mu kilka zalet, to z całą pewnością ta osoba znajdzie pod choinką Leaka Stereo 30. Ale dla fana Telefunkena V201a lepszym prezentem będzie SABA Studio II.
Zaś każdy serwisant audio powie, że najlepszym prezentem pod choinkę byłoby, gdyby każdy wzmacniacz miał tak przemyślane serwisówki jak LEAK Stereo 30.
Komentarze
Prześlij komentarz