Telefunken Acusta V250 HI-FI - Gyöngyhajú lány - Mercedes, czy Volkswagen?
Sposób w jaki kupowałem ten wzmacniacz był dość wyjątkowy. Znalazłem go na węgierskim serwisie aukcyjnym, podobnym do naszego OLX, ale bez możliwości zarejestrowania się bez posiadania numeru telefonu z węgierskim prefiksem. ALE udało mi się z opisu ogłoszenia wyłuskać numer do sprzedającego.
I napisałem tak:
Jó reggelt, vintage hanggyűjtő vagyok Lengyelországból. Megkaphatom az e-mailjét, hogy feltegyek néhány kérdést a Telefunken készlettel kapcsolatban?
I bez większej nadziei na jakikolwiek zwrotny kontakt oddałem się codziennym obowiązkom.
I... NAGLE dostałem SMS z adresem e-mail sprzedającego! Aby wyjść bardziej wiarygodnie zaprzęgłem do dyskusji węgierską AI i po wymianie kilku e-maili dogadaliśmy się co do ceny, sposobu płatności (Revolut) i wysyłki (GSL). Zamknąłem się w mniej niż sto tysięcy forintów :)
I minęły pierwsze dwa dni.
I minęły cztery kolejne.
I w końcu napisałem SMSa:
Jó reggelt, el tudtad küldeni a Telefunken-t? Üdvözlettel!
Bez odpowiedzi. Zacząłem się lekko niepokoić.
Szia, el tudtad küldeni a csomagot? el tudnád küldeni a nyomkövetési számot?
Mijały kolejne dni, nie miałem ani odpowiedzi, ani forintów, ani Telefunkena... I kiedy już powoli zaczynałem wątpić w tę przyjaźń polsko-węgierską, i zacząłem zaklinać, że nigdy więcej nie pojadę do Eger, ani na formułę na Hungroring, i nie będę jadł węgierskiego gulaszu to...
zadzwonił kurier i wręczył mi paczkę.
W środku były całkiem dobrze zapakowane dwa elementy zestawu Telefunken Acusta 250 czyl:
- V250 - verstarker, czyli wzmacniacz
- T250 - tuner, czyli tuner - radio
Oczekiwania miałem ogromne, w końcu seria Acusta to magnum opus Telefunkena wczesnych lat 70-tych. To miał być majstersztyk, najwyższa jakość, dostępna ponad 50 lat temu tylko dla bogatego Niemca, który podjeżdżał pod salon HIFI w 1970 roku w Monachum lub Hamburgu swoim skrzydlatym mercedesm, wkraczał pewnym krokiem i prosił sprzedawcę o najdroższy i najlepszy niemiecki sprzęt jaki mają w salonie.
I wtedy sprzedawca drżącą ręką wskazywał Hansowi pokój odsłuchowy, w którym stał zestaw Telefunken Acusta 250, włączał go i oznajmiał, że nic lepszego w salonie nie posiadają.
Poza wzmacniaczem i tunerem, do serii ACUSTA HI-FI zalicza się jeszcze magnetofon szpulowy oraz gramofon, oraz dedykowane kolumny głośnikowe L250. Mi udało się kupić tylko te dwa pierwsze - wzmacniacz i tuner.
Pierwsze wrażenie?
Nie padłem na kolana. Nie dostałem tego, czego bym wcześniej nie znał, ponadto - każdy kto usłyszał aksamitność wczesnego Creeka ma bardzo wysoko postawioną poprzeczkę. V250 przy pierwszym przesłuchaniu nie okazał się płynącym przez nierówności Mercedesem, ale zwykłym Volkswagenem. Być może były to zbyt wygórowane oczekiwania, albo nie trafiłem w dzień... Bo zgadzało się niemal wszystko:
- legendarne nasycenie basu, jak w najlepszych niemieckich urządzeniach z lat 70-tych
- oleistość i wypełnienie wszystkich pasm
- doskonałe wokale i średnica
- niemal idealne góra....
... i właśnie ta niemal idealna góra zamieniała mercedesa w volkswagena.
Używając frazy "niemal idealna" dużo większe znaczenie tym razem ma słowo "niemal". A oznacza ono mniej więcej to, że przysłowiowa Diana Krall w Sway wybrzmiewa dużo bardziej, gładziej na Creeku niż na V250 Acusta. Zupełnie jakby ktoś sypnął delikatnie piaskiem w tryby i ten volkswagenowski diesel mielił drobne ziarnka piasku z Rugii i mieszał je z olejem.
Powyższy opis może wydawać się dość krytyczny, ale tak naprawdę ta krytyka odzwierciedla moją walkę o doskonałość, o wzmacniacz nr 1 w systemie. Telefunken Acusta V250 aspiruje do tego miana. Jego rywalami są TFK V201a i SABA Studio IIA. Być może jest to kwestia pomierzenia i wymiany niektórych kondensatorów i wtedy góra się otworzy jak po wymianie oleju w Pasacie.
Taki jest właśnie mój problem z tym wzmacniaczem. Nie mogę się zdecydować, czy inwestować w niego kolejne setki tysięcy forintów aby uzyskać jakiekolwiek bądź żadne polepszenie brzmienia, czy wystawić na sprzedaż, czy schować na kolejna lata w czeluściach audiomuzeum.
Ale wygląd ma szałowy! Jak mikser! Ma to też swoje minusy - elementy nie mogą stać jeden na drugim, ale obok siebie... Ale mogą wisieć na ścianie.
To jest wyjątkowa seria. Jeżeli miałbym się trzymać zasady, że z każdej firmy zachowuję tylko jeden sprzęt to z Telefunkena zachowałbym jednak V201a ... ale z jakiegoś powodu nie potrafię wystawić na sprzedaż ani V250, ani Concerto, ani nawet Hymnusa.
Takiego brzmienia się po prostu już nie produkuje. A każdy sprawny, oryginalnie zachowany TFK jest jak skarb. Sprzedając którykolwiek z nich czułbym jakbym sprzedawał nieodzyskiwalną cząstkę samego siebie.
Z jednej strony: coraz mniej takich sprzętów na rynku...
Z drugiej: a komu to potrzebne?
Komentarze
Prześlij komentarz