SABA Stereo 1 SRI-18 - Aurora Borealis

Kilka dni temu pomyślałem, że przygoda z lampą została na prawie rok wstrzymana przez Stereomeistera 35. On mnie po prostu nie oczarował. Wiem, że są osoby, którym bardzo pasuje jego brzmienie, ale powtórzę raz jeszcze: istnieją wzmacniacze germanowe, które brzmią podobnie, a nawet ciekawiej. Stereomeister nie oderwał mnie od podłogi, nie zabrał w zupełnie inny wymiar. 

Drugie podejście, które zrobiłem, to wcale nie SABA Automatic sprzed kilku dni, ale SABA SRI-18, którą kupiłem w przypływie emocji w październiku/listopadzie na eBay. Przyjechała do mnie z Francji, nie kosztowała dużo bo 150 euro. Sprzedający miał wystawionych kilka lamp i wszystkie opisane jako 100% sprawne - likwidacja kolekcji. Korespondowaliśmy nawet przez chwilę i zapewniał mnie, że SABA działa poprawnie i świetnie zabezpieczy przesyłkę. 

W połowie wszystko się zgadzało. Literalnie w połowie. 

Paczka była rewelacyjnie zabezpieczona... w połowie.  Były folie bąbelkowe, styropiany, odpowiednio sztywny karton oraz... nie wyjęta wtyczka anteny UKF z bakelitowego gniazda na plecach amplitunera. Niewielkie uderzenie sprawiło, że wtyczka strzaskała bakelit. Na szczęście udało się to posklejać. Reszta - wizualnie dotarła bez zniszczeń. 

A jak z działaniem?

SABA działała poprawnie też w połowie! Działał jeden kanał. Drugi był martwy. Ale jeśli przełączyło się w tryb mono - grały oba. Kiedy przekładałem lampy między kanałami - również jeden grał (oraz oba w mono). Oczywiście mnie to zasmuciło, bo nie mogłem delektować się dźwiękiem, ale logika wskazywała, że usterka nie musi być tragiczna i raczej to coś z kondensatorami / opornikami. Lampy były sprawne i co najważniejsze - oryginalne. 

przełączałem kable, dociskałem lampy, ale nie lizałem nic pod napięciem...

 

I w tym stanie SABA trafiła na półkę czekając na swoją kolej do serwisu. 

Czekała tak do końca stycznia. W końcu zebrałem cztery litery i zawiozłem ją do nowego, poleconego przez zaufane osoby, serwisu. Nie miałem wtedy jeszcze pojęcia, że niewiele ponad miesiąc później będę szczęśliwym właścicielem Automatica i oddając SRI-18 zaznaczyłem, że to moje prawdopodobne przyszłe oczko w głowie i proszę o serwis z największą atencją i pieniądze nie mają znaczenia :)

Telefon, że SRI-18 jest gotowa do odbioru zbiegł się dokładnie z chwilą rozpakowywania Automatica. Kolejne dwa dni lewitowałem z Automatikiem, sprzątałem pokój, schowałem do garażu Infinity Renaissance 90, a Electrocompaniet ECI5 wylądował pod szafką. 

Kiedy wczoraj po południu podłączałem naprawionego, wypieszczonego, pomierzonego i wyregulowanego SRI-18 naprawdę nie spodziewałem się fajerwerków. Te, dwa dni wcześniej dał mi Automatic. Tak samo jak nikt nie spodziewa się, że najbardziej oszałamiające fajerwerki pójdą w niebo 2 stycznia. 

I wtedy na niebie pojawiła się zorza polarna.

Mieniąca się na zielono, wypełniająca bezkres zimowego nieba swoim elektromagnetycznym majestatem. 


SABA SRI-18 zaskoczyła mnie tak samo mocno jak Automatic! Zaskoczyła mnie tym, że oba amplitunery są jakby na dwóch biegunach brzmienia, ale oba doskonale i przepięknie się uzupełniają. 

Automatic - jest sprzętem audiofilskim pełną gębą, ma doskonały detal, lokalizację, scenę, barwę.... wszystko. 

SRI-18 - jest bardziej smooth, jest cieplejsza, niektórzy nazywają takie brzmienie jako "brudniejsze". Ale ta SABA jest archetypem moich wszystkich wyobrażeń o brzmieniu lampy! Właśnie tak, dokładnie tak, myślałem o graniu lampy, tak wizualizowałem sobie (audiolizowałem?) wszystkie opisy brzmienia vintagowej lampy przez całe lata słuchania tranzystorów. Te wszystkie zniekształcenia harmoniczne właśnie tak miały zabrzmieć! Parametr słuchalności na poziomie 10/10! To jest właśnie to o czym się mówi, kiedy padają stwierdzenia "można słuchać godzinami". Każdy z nas ma jakiś własny wzorzec "słuchania godzinami". Ale jeśli jakikolwiek z tych wzorców miały się znaleźć we francuskim Sevres obok wzorca metra - to powinno tam stanąć "słuchanie godzinami na SABA SRI-18". 

Kiedy słuchasz Automatica wciąga cię detal, scena, magia, taniec dźwięków, cały ogromny teatr, który rozgrywa się przed twoimi uszami, ale kiedy słuchasz SRI-18  wciąga Cię .... piosenka, która gra. Tylko i aż piosenka. 


Mam wrażenie, że przez te wszystkie lata poszukiwań goniłem właśnie takie brzmienie - jakie dała mi SABA SRI-18...


I co mam teraz zrobić? Z jednej strony mamy fajerwerki, niebo rozświetlone zapierającymi dech w piersiach konstelacjami ruchomych świateł. Z drugiej strony majestatyczną, lekko zamgloną przez zimowe chmury zorzę polarną.

Oczywiście można mieć je obie, niczym arabski książę kolejne żony. 

Tylko mój cichy dramat polega na tym, że za wcześnie pochwaliłem się, że odbieram SRI-18 z serwisu i nie dając dużych szans, że cokolwiek zagra tak zaskakująco dobrze przy Automaticu - obiecałem ją sprzedać znajomemu, który w każdy możliwy sposób stara się wyegzekwować obietnicę ;)


No cóż...muszę chyba ją kupić ponownie. 

 

Komentarze

Popularne posty