Celestion Ditton 15 - Dancing in the Dark

fot. Michał Hulimka https://hulimka.com/

Kupując sprzęt audio od prawdziwego kolekcjonera czasami, a nawet częściej niż czasami, wymagany jest wieloetapowy taniec godowy. Tym bardziej, jeżeli chodzi o bardzo dobry sprzęt. Każdy, kto tworzy swoje kolekcje dba o to aby jego egzemplarze były jak najlepsze, wyselekcjonowane, odpowiednio serwisowane, bądź po kosztownej renowacji. Jednak z czasem zaczyna po prostu brakować miejsca na powiększanie kolekcji. W takim wypadku:

  • sprzęt jest najczęściej w rewelacyjnej kondycji
  • aspekt finansowy nie ma dla sprzedającego wielkiego znaczenia, to czy będzie miał w portfelu 1000 zł mniej czy więcej nic nie zmienia
  • kolekcjoner nie chce sprzedać swojego skarbu.

Trzeba wtedy wykonać cały taniec, a jak to w tańcu bywa, jest on często przyjemnością dla obu stron. Rozpoczyna się od wymiany kilku zdań na serwisie sprzedażowym. Ale absolutnie nie można zacząć od negocjacji cen. Trzeba zachować się jak w życiu, kulturalnie, rzeczowo i elegancko. Kolejny etap, to wymiana telefonów i ... 30 minut rozmowy, fascynującej rozmowy, z kimś, kogo jeszcze 5 minut temu kompletnie się nie znało, a po pół godzinie masz ochotę pójść na piwo i przegadać całą noc opowiadając na zmianę swoje historie ze sprzętem hi-fi. 

- Z kim tyle gadałeś?? - pyta małżonka kiedy wychodzę z pokoju z bananem na twarzy i czerwonym uchem.

- Noooo  z kolegą.... o HIFI...  

- Aaa, OK.

Taka rozmowa wcale nie oznacza, że transakcja jest na ostatniej prostej. Przyznam, że zdarzało mi się kilka razy, że w jej trakcie uświadamiałem sobie jak blisko jestem związany ze sprzętem, który wystawiłem na sprzedaż i wcale nie chcę się go pozbywać, wolę aby stał w garażu niż mam wymienić go na kilka banknotów. 

* * *

Pan Janusz mieszkający pod Warszawą wystawił na sprzedaż dwie pary kolumn. Celestion Ditton 15 oraz Wharfedale (nie pamiętam modelu). Obserwowałem je od kilku dni. W międzyczasie cały czas zachęcany przez Kamila z południa Polski, (od którego kupiłem pierwsze Grundigi) zaczytywałem się w opisy angielskich kolumn vintage. On miał już wtedy KEF Calinda (ma je do teraz, i chyba nawet wystawiał je na sprzedaż, ale wycofywał licytacje, kiedy orientował się, że bardzo je kocha).

Kilka dni wcześniej umknęły mi Celestion Ditton 33, droższe, większe, były pod nosem, bo dzielnicę obok. Przez całą dobę powiększałem zdjęcia i sprawdzałem na oko oryginalność i stan przetworników. Kiedy w końcu zadzwoniłem do właściciela aby umówić się na spotkanie, okazało się, że jestem kilka godzin spóźniony. 

Do Pana Janusza odważyłem zadzwonić się szybciej. Po przełamaniu pierwszych lodów i chłodnym początku rozmowy, kiedy udało mi się przedstawić jako fan vintage hifi, Pan Janusz otworzył się trochę i bardziej swobodnie zaczął opowiadać o swojej historii i swoich skarbach. Rozmowę jednak zakończył w ten sposób:

- Dam Panu znać, w ciągu kilku dni, czy zdecyduję się sprzedać Panu te kolumny.

Ostatni raz na rozmowie kwalifikacyjnej o prace byłem w 2003 roku. Ciarki te same :)

Po kilku dniach otrzymałem telefon:

- Długo myślałem i.... zdecydowałem, że ... sprzedam Panu te kolumny. I dam Panu niższą cenę niż w ogłoszeniu.

WOW. Ustaliliśmy sposób dostawy. Mój sąsiad pracuje w Warszawie i na weekendy zjeżdża do Gdańska. Udało się więc tak to ustawić, że kurier swoją kurierską ręką nie tknął tych legendarnych brytyjskich pudełek. 

I nadeszło to sobotnie popołudnie, kiedy prosto z bagażnika auta mojego sąsiada ustawiłem na podstawkach, na których jeszcze chwilę temu stały Grundig 1500a professional, mój intelektualnie wywalczony nowy nabytek: Celestion Ditton 15.

Wizualnie przepiękne! Jakiś czas później odkryłem, że historia moich egzemplarzy prowadzi przez Charlie Studio, czyli słynną podwarszawską pracownie renowacji starych mebli. Jest nawet w portfolio tej firmy. Numery seryjne się zgadzają. Sesję foto zrobił ich ówczesny właściciel Michał Hulimka. Próbowałem się skontaktować z Michałem przez wspólnych znajomych i przez messengera, ale chyba trafiłem w spam. Chciałem tylko podziękować, że tak zadbał o te kolumny. Są jak wehikuł czasu. Każdy element jest oryginalny. Maskownice, znaczki, terminale głośnikowe, śrubki w terminalach (!) i oczywiście przetworniki. 

fot. Michał Hulimka https://hulimka.com/

fot. Michał Hulimka https://hulimka.com/

Okej... ale nie kupiłem ich po to aby wyglądały.... 

* * *

Jako wzmacniacz na szafeczce stał Grundig V7200.

Podłączyłem Dittiony... i... 

- CZY TWITTERY GRAJĄ?!

To była moja pierwsza myśl. Chodziłem od głośnika do głośnika i przykładałem ucho. Grały. Ale musiało minąć 15 minut zanim moje ucho się zaadaptowało. Bo one grały kompletnie, ale to kompletnie inaczej niż jedne z najlepszych głośników Grundiga! 

- Angielskie kolumny i niemiecka elektronika! - brzmiały mi w głowie słowa Kamila. 

I zaczęły dziać się czary! Siedziałem na fotelu i z każdym kolejnym utworem z playlisty zachwycałem się coraz bardziej.

Tweetery z tych Celestionów używane są także w wielu wyższych modelach. I są one absolutnie legendarne. Jeżeli ktoś zapytałby mnie jak brzmi tzw angielski styl prezentacji górnego pasma w erze vintage to posadziłbym go albo przed tymi Dittonami albo przed KEFami Cresta z 1967 roku. Te drugie zostały później wybrane przez BBC do wykorzystania w monitorze LS3/5a. 

Poprzez zawoalowanie góry pasma w Dittonach 15 średnica dostaje ogromne pole do popisu. Bardzo szybko dociera do Ciebie, że główny przekaz informacji przechodzi właśnie przez środek pasma, a uszy pozbawione nachalności wysokich tonów (znanej z niemieckich konstrukcji) zaczynają pracować z większą czułością. Kiedy nie są agresywnie atakowane, naturalnie zaczynają być wyczulone na niuanse. Naprawdę nie mam na myśli audiofilskich niuansów. Piszę o bardzo, ale to bardzo wyraźnych różnicach i tym, jak adaptuje się ucho. Kiedy jest głośno - słyszysz to co jest najgłośniejsze. Kiedy jest cicho - słyszysz w całej amplitudzie. Tak gra właśnie tweeter w Dittonach 15.

Ale to nie jest jedyny game changer względem tego do co tej pory słyszałem. Drugim jest membrana bierna wspomagająca głośnik średnio-nisko tonowy. Jest to rozwiązanie droższe niż zwykły bass-refleks, ale robi niesamowitą robotę. Wzmacnia bas w mniejszych systemach głośnikowych o konstrukcji zamkniętej. W jeden dzień stałem się fanem membrany biernej.

Mam dziś kilka równoległych systemów w swoim pokoju. W jednym z nich wciąż są Celestion Ditton 15. Uwielbiam na nich słuchać elektroniki. Są idealne dla klimatów pokroju Yello czy Daft Punk. Oczywiście nie tylko, bo grają jazz, wokale, direstraitrsy i dianykrall. Ale gdy przychodzi taki moment, że trzeba pokazać coś ekstra, kiedy masz 5 minut aby zademonstrować komuś po co masz tyle zestawów audio w pokoju...

... wtedy wpinasz Celestion Ditton 15, puszczasz Crystal Ball - Carolin No (membrany bierne skaczą przód-tył aż do granic maskownic) i pytasz się swojego gościa aby zgadł bez podchodzenia, które kolumny teraz graja. ZAWSZE te najmniejsze, czyli Dittony wskazywane są jako ostatnie. I wtedy z półuśmiechem na twarzy patrzysz w geście zwycięstwa. 

Te większe oczywiście grają zupełnie inaczej, z większą sceną, albo bardziej jazzową barwą. I ze zdecydowanie gorszym basem w parametrze rozmiaru. Membrana bierna robi tym Dittonom genialną robotę. Ale tego oczywiście przypadkowym gościom nie tłumaczysz. 

Dittony 15 mają też swoja bolączkę. Jest nią bardzo duża czułość na ustawienie względem słuchacza. Tolerancja do perfekcyjnego stereo jest bardzo niewielka. Wiele osób bardzo gani za to te kolumny, że ich scena się rozjeżdża. To prawda, trzeba dość kategorycznie podejść do ustawienia fotela aby delektować się idealnym brzmieniem. Niewielki ruch głowy potrafi wszystko zepsuć. To trochę psychotyczne, ale czego nie robi się dla obcowania z ideałem :)

Celestion Ditton 15 zrzuciły z podstawek Grundig 1500a prof. Stoją tam dłużej niż Iga Świątek lideruje w rankingu WTA. Pytanie, kto pierwszy spadnie z piedestału?


Komentarze

Popularne posty