Philips 22RH590 - Play


Są takie małe skrzyneczki, które całkowicie rozwalają mi system. Są tanie i przepięknie grają. Mam na myśli kilka starych, i jeszcze tanich NADów ... ale NADy są ładne inaczej. Albo seria JA od Sanyo. Kiedyś była bardzo tania, co prawda wyglądają śmietnikowo, ale grają fenomenalnie liniowo. Jest kilka trochę większych skrzyneczek od Saby, Elaca czy ITT, które grają równie przepięknie.

Ale raz na jakiś czas zdarzy się mała skrzyneczka, która jest:

  • tania
  • wygląda bardzo ładnie
  • gra wybitnie, wręcz fenomenalnie

Eksplorując serię Philipsów RH, w której uniwersum wchodzę powoli, od roku, (choć ostatnio trochę przyśpieszyłem), trafiłem na jeden z tych wzmacniaczy, z bardzo dobrą prasą, który po trzech dniach słuchania mogę z całą odpowiedzialnością określić, jako wybitny

Philips 22RH590

Zacznę od tyłu.

Na tyle tego wzmacniacza widnieje umieszczony w pionie napis TROPICALIZED. Nie dawało mi to spokoju i zajrzałem w google, aby poszukać czemu na tym i być może innych Philipsach z początku lat 70-tych umieszczano ten napis. Odpowiedź jest banalna: te wzmacniacze były przystosowane do warunków tropikalnych i były w stanie wytrzymać wysoką wilgotność i wysokie temperatury. Ot cała tajemnica :)


Poza tym klasyka z tamtych lat, z tamtych rejonów:

  • wejścia głośnikowe DIN2 z odczepami na 4 lub 8 ohm (w zależności od orientacji wtyczki, trzeba zwracać uwagę przy wkładaniu) 
  • trzy wejścia DIN5: TAPE, TUNER, oraz PU czyli gramofonowe z selektorem wkładki, ceramic cristal oraz hificeramic dynamic
  • wybór napięcia
  • skrytka z łatwym dostępem do bezpieczników

 

Na froncie bez zmian.

  • włącznik ON-OFF 
  • żarówka informująca czy wzmacniacz jest włączony
  • wybór źródła: gramofon, tuner, tape
  • RUMBLE - filtr górnoprzepustowy
  • SCRATCH - filtr dolnoprzepustowy
  • MONO
  • cztery klasyczne gałki: volume, balance, bass, treble


Włączenie "rumble" po prostu odcina dudnienie basów. Zaś "scratch" pozbawia brzmienia tzw. smażenia. Jedna i druga funkcja musiała być stosowana przy korzystaniu z gramofonu. Kiedy zbyt głośne basy wprawiały pomieszczenie, a w tym również mebel, na którym stał gramofon, odcięcie basów sprawiało, że dało się dalej głośno słuchać bez rezonansów na ramieniu/igle gramofonu. Scratch stało w opozycji i w przypadku zniszczonych płyt winylowych, strzelających i smażących - odcinało górę pasma, czyli tę, gdzie najbardziej słyszalne są niepożądane skutki zniszczonych płyt.

W przypadku podłączenia źródła cyfrowego żadnego z tych filtrów nie trzeba używać. Wszystkie gałki na zero i można zaczynać ucztę. 

* * *

I tu praktycznie kończy się moja elokwencja. Bo ten wzmacniacz nie gra lepiej niż Telefunken V201a ani kilka innych tuzów, które miałem przyjemność postawić na szafkę w ostatnich miesiącach. Ale nie gra też gorzej, a jest dwu-trzykrotnie tańszy! I ma w sobie tę jedną jedyną cechę, która pojawia się kiedy wszystko się łączy ze sobą i idealnie zespala w całość: jakość brzmienia, liniowość, głębia i atmosfera. Oczywiście to tylko słowa, każdy może je interpretować inaczej, ale u mnie objawiają się taki sposób, że kiedy przestaje mi brakować czegokolwiek to nie przełączam utworów...

...zaczynam być ciekawy bardziej jak zabrzmi kolejna sekunda utworu, który właśnie słucham niż pierwsza kolejnego. Przestaję taki wzmacniacz testować, a zaczynam słuchać muzyki.

O ile "testowany" przeze mnie kilka tygodni temu Philips 22RH580 pozwolił mi na KEFach Cantor wysłuchać całego Waiting For the Sun - The Doors i chwaliłem go za to, że świetnie odnalazł się w muzyce swoich czasów, tak ten, 22RH590 gra całą "audiofilską śmietankę" bez zająknięcia. A dodatkowo chcąc posłuchać Moby'ego - Everloving.... słucham właśnie całej płyty Play, choć nawet nie za bardzo lubię Moby'ego. 

Czy odpowiedzialne za taki urok tego Phlipsa są tranzystory germanowe AD149? Czy może po prostu specyficzne strojenie sprzętu w tamtych czasach.  



Ten wzmacniacz, owszem, nosi sygnaturę HIFI, czyli sprzętu lepszego niż zwykły, sprzętu zapewniającego wysoką wierność, ale to wciąż był sprzęt sklepowy, marketowy, tani. Taki odpowiednik dzisiejszego soundbara z marketu... I to jest jednak smutne. Sklepy dziś sprzedają to co podoba się klientowi. Nikt nie chce nikogo unieszczęśliwiać na siłę. A dzisiejszy klient nie jest zainteresowany sprzętem HIFI. Taki, który jest - przyjdzie do audiofilskiego salonu, ale nie dość, że wyjdzie z niego w samych skarpetkach, to potem go jeszcze obśmieją w internecie, że poszedł kupić podstawki pod kable i pozłacany USB. Abstrahując od audio voodoo, nowy dobry sprzęt jest drogi, nawet bardzo drogi. Rozwiązaniem jest vintage. 

Sam nie wiem, czy to ostatnie chwile, kiedy tak dobry sprzęt używany jest tak tani i za chwilę będzie drogi w kosmos, bo ludzie się zorientują, że dobre stereo to nie soundbar, a na salony hifi ich nie stać. Czy może całkiem niedługo nikogo nie będzie to interesować audio i taki bohater dzisiejszego wpisu Philips 22RH590 w najlepszym wypadku stanie gdzieś w rogu muzeum obok telegrafu i telefonu z tarczą. 

* * *

Na koniec reklama z holenderskiego czasopisma z początku lat 70-tych. Trzy ze sprzętów ustawionych w wieżyczkę aktualnie za zmianę słucham :)


 

Komentarze

Popularne posty