Tattoo You - Akai AM-2200
Każdy z nas ma swoją indywidualną optykę postrzegania marek. Istnieje dla mnie kilka marek generycznych, czyli takich, na które patrzyło się przez szybę w Pewexie i marzyło aby kiedyś móc je kupić. A kiedy finalnie, dzięki mieszance szczęścia, przypadku i dobroci rodziców ten wymarzony, "wyoglądany" sprzęt jechał z tobą do domu fiatem 126p, w kartonie pachnącym ekscytacją jak pierwsze trzy miesiące związku - to znaczek, który był na tym sprzęcie stawał się dla ciebie jak pieczęć wypalona na środku serca, jak tatuaż na ramieniu.
Patrząc tym kluczem, mam wytatuowany na sobie znaczek Sanyo. Jak powstał ten tatuaż pisałem tutaj. Jeśli dobrze przyjrzeć się mojej skórze znajdzie się na niej również logo Audio Physic, Creek, NAD... jak i te jeszcze wcześniejsze, kojarzone raczej z kasetami: TDK, BASF... i AKAI. Nie wiem, czy AKAI produkowało dobre kasety, ale z całą pewnością robiło dobre magnetofony, w tym słynną serię GX, Miałem kilka kaset AKAI i chyba musiałem nagrać na nie te albumy, do których często wracałem. Przymykam oczy i uruchamiam neuroprzekaźniki aby przypomnieć sobie jaką muzykę miałem nagraną na kasetach z tym znaczkiem... strzelam na The Doors - LA Woman. Akai SX-60. Co jeszcze miałem na kasetach Akai dopiszę kiedy przekopię się przez pudło z kasetami.
Ten przydługi wstęp ma wprowadzić mnie jako człowieka, który przez resztę życia będzie bronił marek, które na wcześniejszych etapach życia wytatuowały swoje znaki. Takimi markami dla mnie nie są np. Technics czy Pionieer, które dla wielu znaczą coś dużo więcej niż tylko sam sprzęt. Ale są nimi wspomniane Sanyo czy Akai.
W tym miejscu muszę przytoczyć pewną życiową anegdotę, którą powinien powtarzać każdy wykładowca marketingu swoim studentom:
Moja starsza siostra w 1989 roku pojechała na staż w szpitalu w Getyndze. Polska była na etapie wielkiej ustrojowej przemiany, a każde fanty przywiezione z zachodu były na miarę sztabek złota. Takimi fantami były prospekty z salonów samochodowych. Ja byłem dzieciakiem, dla którego prospekt z salonu Audi, BMW czy Mercedesa byłby trofeum do powieszenia w ramce na ścianie. Ale moja siostra mimo wszystko nie wyglądała jak prawdopodobny kupiec nowego auta za tysiące niemieckich marek, mimo to - z miłości do brata :) - chodziła od salonu do salonu i zbierała prospekty.
W jednym salonie obsłużyli ją absolutnie wyjątkowo. Sprzedawca w przepięknym garniturze odtańczył taniec sprzedażowy jakby właśnie miał robić deal życia, wręczając mojej siostrze kilogramy prospektów każdego modelu dostępnego w salonie, w każdej możliwej konfiguracji. W końcu moja siostra przytłoczona powiedziała do sprzedawcy:
- Ale Pan wie, że ja nie kupię przecież żadnego Mercedesa, ja tylko zbieram prospekty dla młodszego brata?
- Tak, wiem. Ale mam nadzieję, że w momencie gdy będzie Panią stać na kupno takiego samochodu, to wybierze Pani właśnie Mercedesa.
Od tego czasu minęło 35 lat. Jak myślicie, jakim samochodem jeździ moja siostra? I dlaczego? :)
* * *
Według tej samej logiki, czyli dobrych wspomnień kilka lat temu kupiłem Akai AM-U01. Mam ten egzemplarz do dziś, jest dla mnie symbolem, że można znaleźć świetny dźwięk za niewielkie pieniądze. Skusiły mnie wskaźniki wychyłowe, kupiłem ten wzmak dla funu, tak samo jak kupuje się przebrania na Halloween, ale okazało się, że gra tak ciekawie, tak dobrze, w porównaniu z wielokrotnie droższą i nowszą konkurencją, że to przebranie to wcale nie jest już przebranie, ale moda. Ten prosty Akai pokazał mi, że nie trzeba wydawać kilkunastu tysięcy złotych aby zrobić sobie przyjemność ze zmiany brzmienia.
To jest właśnie kolejny audiofilski lifehack: kręci nas (nas - bo sam uważam się za audiofila) nie tyle progres brzmienia, ale jego zmiana! Zamiast wydawać dziesiątki tysięcy złotych na tzw "audiofilskie podstawki pod kable" można coś sprzedać i kupić coś równoległego - czyli inne kolumny, czy inny wzmacniacz. W podobnych pieniądzach, ale grającego trochę inaczej. To "trochę" dla zwykłego hejtera jest zupełnie niezauważalne, ale naprawdę robi kolosalną różnicę. Zmiana wzmacniacza czy kolumn na inne daje 100x większe różnice w systemie niż zmiana samych kabli. Piszę to z pełną odpowiedzialnością. Mam Nordost Blue Heaven (3000 zł na komplet) oraz Equilibrium Cello (niewiele tańsze) ale mam też kilka zestawów po 10 zł / metr zakończonych końcówkami DIN-2 i naprawdę ich używam. Nordosty kurzą się w garażu.
A teraz przejdźmy do bohatera dzisiejszego wpisu:
AKAI AM-2200 (1976-79)
Specyfikacja jest dostępna tutaj:
- Power output: 20 watts per channel into 8Ω (stereo)
- Frequency response: 20Hz to 20kHz
- Total harmonic distortion: 0.5%
- Damping factor: 60
- Input sensitivity: 3mV (MM), 150mV (DIN), 150mV (line)
- Signal to noise ratio: 85dB (MM), 95dB (line)
- Channel separation: 55dB (MM)
- Output: 150mV (line), 150mV (DIN)
- Speaker load impedance: 4Ω to 16Ω
- Semiconductors: 18 x transistors, 5 x diodes, 1 x IC
- Dimensions: 380 x 125 x 263mm
- Weight: 5.5kg
Akai AM-2200 to najniższy z serii produkowanych w tych latach wzmacniaczy Akai. To przedostatnia z serii wiążących jeszcze w jedność lata 70-te i 80-te. Miałem jakiś czas temu bardzo podobnie wyglądający wzmacniacz AM-2350, który grał podobnie bądź gorzej, ale miał szpanerskie wskaźniki wychyłowe. Był on o rok, dwa młodszy. Kolejny podstawowy Akai to AM-U1 - to właśnie ten, który rozpoczął moje poszukiwania vintage. Iviter Audio ma na nalepce w recenzji 1150 zł. Odliczając koszty utrzymania stacjonarnego sklepu, podpisuję się obiema rękami - jest wart 300 a może i 350 zł. To naprawdę najlepsza propozycja wzmacniacza do 300 zł na jaki miałem okazję trafić.
AM-2200 to taki sam podstawowy model. Tylko parę lat starszy. W designie dzielą je lata świetlne, ale brzmieniowo idą tą samą ścieżką. Nie ma japońskiej taniej suchości znanej z tanich linii pewexowskich sprzętów z lat 1985-1990. Da się słuchać, ale bez loudnessu się nie da :) Loudness nie jest niczym złym, do podbicie skrajów przy cichym słuchaniu, które koryguje krzywą słyszalności ludzkiego ucha. Ja 90% czasu słucham cicho i bardzo często używam loudness w sprzętach vingate. Czasy, kiedy uznawane było to za hańbę i potrzebę szukania innego wzmaka mam już całe szczęście za sobą. Regulatory basu i sopranu również ustawiam tak jak mi się podoba a nie zawsze na "0" :)
Łączyłem ten wzmacniacz z KEF Concerto i Celestion Ditton 15. W obu przypadkach było to przyjemne niedziele popołudnie, test zdany na 3+/4- czyli w moich kategoriach bardzo dobrze. Angielskie kolumny ocieplały brzmienie. Środek pasma był tam gdzie powinien, góra nie miała gładkości Creeka 4040 ale nie zapiaszczała przekazu. Bas był trochę pudełkowy, nie grał całą przestrzenią, a ograniczał się kolumnami z jakich wychodził. Nie mówię, że było go mało - bo ten parametr można zawsze zwiększyć pokrętłem. Ale to nie była klasa Grundiga V7000 (wciąż ideał czystego, soczystego, krótkiego i głębokiego basu na Dittonach).
To klasyczny tani tranzystor z drugiej połowy lat 70-tych. Wyróżnia go przede wszystkim to, że klasycznie tanie tranzystory z lat 80-tych grały już duuużo gorzej. Wzmacniacze na 3+ też muszą istnieć. To nic złego. W kategorii do 200 zł miałby pełne 5/5. Ale przy 400 zł to jest już mocne cztery minus.
Komentarze
Prześlij komentarz