SABA Meersburg G

SABA Meersburg G

Odebrałem dziś paczkę z bardzo ciekawą zawartością. W środku, zapakowana jak na wojnę, czekała na mnie SABA Meersburg G. Amplituner z 1970 roku. Oczywiście z Niemiec, a dokładnie z Villingen. Nie tylko skocznią narciarską stoi Villingen jak widać. 


Zawartość tej paczki była dla mnie ciekawa z dwóch względów. 


  1. Kilka dni temu zachwyciłem się kupionym przypadkiem w sklepie z antykami SABA Studio IIA. Meersburg G to kilka lat nowszy amplituner (1971-1973), ale też z półki niżej (nie jest Hi-Fi) . Zastanawiało mnie czy prezentuje podobny charakter brzmienia. 
  2. Dosłownie wczoraj odpiąłem od kolumn wzmacniacz Philips 22RH580, który oparty jest o te same tranzystory germanowe AD161/2. Czy te same germany w zupełnie innych wzmacniaczach będą miały podobny mianownik w dźwięku?




Pierwsze wrażenie: Woooow ale podkręcony dźwięk! Jasna i czytelna góra, pełne basy. Szukam na amplitunerze czy czasem nie jest włączony loudness i czy potencjometry barwy są na środku. Niby wszystko na zero (a loudnessu w ogóle brak), a gra tak jakby skraje były wyprowadzone do granic oporu gałek. To taki dźwięk, który podoba się przez pierwsze 20 minut. Bardzo podobny do tego, który usłyszałem kiedyś z boxów 312 Grundiga. Zabójczo krystaliczna góra, ale po niedługim czasie zaczynasz szukać środka i kręcisz gałkami w lewo aby zmniejszyć wysokie i niskie tony. 


KEF Concerto, ma których testowałem tę SABĘ okazują się być bardzo plastyczne. Wiernie oddają charakter wzmacniacza. Zupełnie inaczej gra na nich Creek 4040, zupełnie inaczej Telefunken V201a i zupełnie inaczej obie SABY. 


SABA Studio IIA to szlachetny angielski lord, grający ciepłym środkiem, lekko zawoalowaną górą i wyważonym basem. Wiem, że nie musi robić dobrego pierwszego wrażenia, bo tym brzmieniem trzeba się rozsmakowywać powoli. Oczywiście pijąc herbatkę. 


SABA Meersburg G wpada jak gitowiec na prywatkę na początku lat 70, wypija butelkę wina z gwinta, nastawia muzykę na cały regulator i wyrywa najfajniejszą panienkę na parkiet. Na początku jest to nawet fajne, ale po jakimś czasie każdy ma ochotę na odpoczynek. 


Okazuje się, że samo wykorzystanie tranzystorów germanowych, które w kręgu poszukiwaczy vintagowego sprzętu audio cieszą się niebywałą estymą, nie zawsze oznacza to samo. Philips 22RH580 na tych samych germanach gra dużo bardziej liniowo niż Saba Meersburg G. Nie tylko użycie danych tranzystorów ale cała konstrukcja wzmacniacza wpływa na jego końcową barwę. 

 


Meersburga posłucham na pewno z innymi kolumnami. Nie tak plastycznymi jak KEF Concerto. Najlepiej z czymś grającym mocnym środkiem, bądź generalnie kolumnami grającymi ciemno lub w sposób przytłumiony. W takim zestawieniu może okazać się, że tańców na prywatce będzie więcej niż kilka, i może skończy się jakimś "przytulańcem". 

 

* * *

 

Dzień kolejny. Już miałem odpinać SABĘ Meersburg i wrócić do TFK V201a, ale spiąłem je jeszcze na chwilę z Celestion Ditton 15. Te kolumny grają dość ciemno i przechodząc między np. 1500a prof Grundiga i 15-tkami Dittona przez dłuższą chwilę trzeba adaptować ucho, bo wrażenie jest takie jakby tweetry nie grały w ogóle. 

 

I co się wydarzyło? Ta szalona, grająca skrajami SABA bardzo, ale to bardzo ogarnęła się z tymi Celestionami. A Dittony nabrały życia na górze. Ja osobiście bardzo lubię stłumioną górę, ale taką stłumioną w głośności i nieskończoną w zasięgu, taką "creekowską". Tutaj jest wciąż bardziej po niemiecku niż po brytyjsku, ale jest - jak dla mnie - ciekawiej niż z KEF'em. 



Komentarze

Popularne posty